Mój Tel Awiw. Młodość, energia i biżuteria La Hola
Kolekcja, którą stworzyłyśmy wspólnie z Evelyne, to przede wszystkim emocje pomiędzy nami. Znamy się już 14 lat. Wiedziałam, że muszę znowu przyjechać do Tel Awiwu, bo Evelyne popadła w melancholię. A we mnie Tel Awiw zawsze wzbudza pozytywną energię. Spotkałyśmy się pośrodku.
Na ratunek melancholii
Od kilku dni dostępna już jest w butiku kolekcja, którą obmyśliłyśmy wspólnie z projektantką – i moją osobistą przyjaciółką – Evelyne La Holą. To mała kolekcja, zaledwie kilka modeli. Ale takie teraz będą te kolekcje. Firmę prowadzi obecnie syn Evelyne, nastawiony na sprzedaż online i rozrastanie biznesu. Ale ona jest w tym chyba zagubiona, woli tworzyć krótkie serie, w których może wyrazić swoją marokańską duszę. I w tym ją zamierzam wspierać.
Podczas mojej ostatniej wizyty, głównie chodziłyśmy po Tel Awiwie i rozmawiałyśmy. Pamiętam zwłaszcza targowisko w Carmel. Miejsce, które na zawsze będzie mi się kojarzyło z przyprawami o intensywnych barwach i równie intensywnych zapachach. Spędziłyśmy tam cały dzień, zatrzymując się zarówno przy meblach vintage, bogato zdobionych fajkach wodnych czy kapeluszach, jak i stoiskach z lokalnymi przysmakami.
Potem siadłyśmy na tarasie pod miastem, żeby podziwiać zachód słońca i wszystkie te żółcie, róże, pomarańcze i błękity, którymi ozdabia niebo. Ta kolekcja jest właśnie jak tamten dzień, jest migotliwa, różnorodna, bogata. Łączy w sobie zadumę i melancholię Evelyne z pozytywną nutą, którą zawsze wybudza we mnie to miasto...
Mój Tel Awiw
Tel Awiw to zmienność. Nigdy nie wiem, co mnie tam spotka. Czasem mnie zachwyci, czasem rozczaruje. Zawsze towarzyszy mi pewien niedosyt. Może mam wysokie oczekiwania?
Myślę, że dla pragmatyków to miasto może wydawać się brudne, aroganckie, nieprzyjemne. To, co mnie w nim pociąga, to na przykład brak obnoszenia się bogactwem. Wręcz przeciwnie, w dobrym smaku jest tutaj vintage. Wszystko może być trochę stare, trącące myszką. Uwielbiam też tutejsze kobiety. W przeciwieństwie do ortodoksyjnej Jerozolimy, w Tel Awiwie kobiety w każdym wieku chętnie pokazują ciało. Brzuchy, nogi, szybko gestykulujące nadgarstki. Może nie zawsze są w tym “naturalne”, ale mnie to pociąga, że cieszą się ze swojej kobiecości, eksponują ją, są z niej dumne.
Młodość
Moja ukochana dzielnica Szabazi to całe ulice minimalistycznie urządzonych butików. Z ubraniami, z biżuterią, z kryształowymi filiżankami. Każdy mnie czymś przyciąga. Każdy ma w sobie młodość, styl, otwartość na świat. 30-metrowa przestrzeń, w której znajdujemy tylko kilka modeli biżuterii. Po kilka, kilkanaście tysięcy dolarów.
Artyści izraelscy stawiają przede wszystkim na siebie. Na minimalizm, jakość i różnorodność. Nie boją się wysoko cenić swojego rzemiosła. Nie spieszy im się. Chociaż na drzwiach piszą, że “Otwarte od 10:00”, to rzadko się zdarza, żeby ktoś faktycznie otworzył przed jedenastą. Pracują potem do późna i korzystają z każdej sekundy ciepłych wieczorów.
Młodzi ludzie w Tel Awiwie chcą zarabiać, więc ciężko pracują, oferują świetną obsługę. Wiesz, że im się należy – a nawet jak nie wiesz, to po prostu to czujesz. To miasto dynamiczne. Pierwsze na świecie miejsce w tworzeniu start-upów. Ci ludzie żyją technologią, przedsiębiorczością, stale chcą się rozwijać. 30-latkowie otwierają firmy i później sprzedają je za ogromne pieniądze w Europie czy Stanach.
Ludzie żyją tutaj zupełnie inną energią, dla mnie nieznaną. Wiecznie nienasyceni, jakby cały czas szukali nowych sposobów na skorzystanie z czasu, który dostali od życia. W stałym ruchu. Wieczorami biegają, chodzą na plażę, grają w siatkówkę. Potem, w nocy, w seksownych ubraniach pokazują efekty swojej pracy nad ciałem. Do tego piękna biżuteria, oryginalne dodatki.
Zakładam kolczyki z hamsą i naszyjnik z tęczowymi kryształkami, żeby poczuć się jak te Izraelki wieczorem na plaży w Tel Awiwie, kobieco i energicznie.