“Moje ulubione projekty to te, których nie sprzedałem.” Giampiero Alcozer mówi, w co warto wierzyć
Zaniepokoiła mnie twoja kampania na Halloween. Naprawdę spooky. Skąd pomysł, żeby połączyć przepiękną i baśniową biżuterię z realistycznymi ranami i bliznami?
Chcemy przede wszystkim zaskakiwać na wszelkie sposoby. A Halloween kojarzy się z horrorem, więc to połączenie wyszło bardzo naturalnie. Ale też po prostu lubimy zawsze spróbować czegoś nowego. Do kolekcji o księżycu podeszliśmy od strony astronautów i rakiet kosmicznych, a na Halloween pokazaliśmy zakrwawioną Królewnę Śnieżkę.
Czy ta chęć zaskakiwania stoi za całokształtem twojej twórczości?
Tak. Myślę, że tak. Obiektywnie patrząc, mamy niewielkie możliwości przestrzenne. Naszyjnik czy kolczyki nie mogą być nigdy większe czy cięższe niż ileśtam, muszą mieć jakiś podstawowy kształt. Dużo elementów biżuterii jest powtarzalnych. Zwłaszcza, jak się ma taki klasyczny styl, jak mój. Musimy stale dążyć do zaskakiwania ludzi, żeby być interesujący. Nie twierdzę, że to się zawsze udaje. I sam muszę się dobrze bawić, projektując, bo inaczej się nudzę.
Jak wygląda twój proces twórczy? Rysujesz czy...?
Będę szczery – nie potrafię rysować. Najlepiej mi się tworzy o 6-tej czy 7-mej rano. Budzę się, leżę sobie jeszcze w łóżku i pozwalam różnym wizjom, żeby do mnie przychodziły.
To wizje ze snów?
Nie. Wynikają z tego, że mój mózg jest świeżo wypoczęty i zrelaksowany, już nie REM, ale jeszcze nie pełna przytomność. Jeszcze jestem wolny od małych trosk codzienności, od biurokracji. Podobnie przed snem, jak się uwolni umysł od zmartwień, to można tworzyć. Ja w takich chwilach po prostu tworzę. Codziennie muszę wymyślić i stworzyć coś nowego, bo inaczej źle się czuję. W niedziele odliczam minuty do poniedziałku, żebym mógł znowu coś stworzyć. Nie znoszę wakacji. Jeżdżę na wakacje w góry i chodzę na długie wycieczki, bo to zdrowe, ale mnie to nudzi, bo nie mogę w tym czasie tworzyć.
Nie znajdujesz na wakacjach nowych inspiracji?
No tak, to automatyczne, ale to nie praca, to przyjemność. Ale w sumie wszystko co robię, to przyjemność, nawet trudno o tym serio mówić jako o pracy. Późno się wziąłem za jubilerstwo, ale zrobiłem to właśnie żeby nie musieć „pracować”. Byłem wcześniej zatrudniony w dużej linii lotniczej, siedziałem przed komputerem cały dzień, to było dawno, pracowaliśmy w DOSie, nudy. I kiedy firma się zamknęła, to byłem przeszczęśliwy. Miałem szansę zacząć od zera.
Ale był ci ten los podobno przepowiedziany...
Haha, tak. Tak, faktycznie, mały człowiek w Kamerunie spojrzał na moją dłoń i powiedział, że będę kiedyś tworzył sztukę. Nie powiedział, że biżuterię. Ja kocham malarstwo i rzeźbę, ale trudniej sprzedać obraz, niż naszyjnik. Wybrałem sobie najłatwiejszą drogę do przetrwania.
To wyjaśnia, czemu twoja biżuteria to w zasadzie małe rzeźby.
Tak, bo we wszystkim, co tworzę, zawieram jakąś historię. To jest absolutna podstawa. To samo mówię jubilerom, którzy u mnie pracują. Jak widzisz na ulicy kobietę w wyjątkowych kolczykach, to potrafisz opowiedzieć o tym, co w nich było takiego wyjątkowego. Zapamiętasz tą kobietę. „Fajne” kolczyki to za mało. Dla mnie taka biżuteria bez historii to w ogóle nie biżuteria. Podobnie jest ze sztuką.
A nie uważasz, że dzieło powinno mówić samo za siebie?
Nie no, ta historia ma być jasna dla odbiorcy, dzieło ma ją opowiadać całkiem samodzielnie. Chodzi mi o to, że coś może być ładne, ale jak nie opowiada jakiejś historii, to sama ładność nie ma wartości. Tak samo obrazy czy rzeźby, jeśli do ciebie przemawiają, to zazwyczaj potrafisz to jakoś opisać, zrozumieć.
Skoro jesteśmy przy sztuce – masz jakichś ulubionych artystów? We Florencji jesteś przecież otoczony najlepszymi muzeami świata...
Tak, ale to sprawia, że we Florencji łatwo o sztukę. Gdzie nie pójdziesz, tam sztuka. We Włoszech rodzimy się otoczeni sztuką i żyjemy sztuką. Łatwo być stolicą sztuki i designu, jako Włochy, kiedy od dziecka otacza nas piękno. Ale mi się bardziej podoba na przykład prymitywne malarstwo gdzieś w Afryce. Bardziej się rzuca w oczy.
Urodziłeś się we Florencji czy ją wybrałeś?
Urodziłem się w Rzymie. Ale jak miałem 4 latka, to zamieszkałem z rodzicami w Afryce. Tata pracował dla linii lotniczej Alitalia i przez 15 lat przeprowadzaliśmy się tam pomiędzy wieloma krajami. Potem mieszkałem w Atenach i w Paryżu. Ale pewnego dnia przyjechałem do Florencji i pomyślałem: „Tu chcę żyć.” Dwa tygodnie później się przeprowadziłem. I tu zacząłem swoją przygodę z biżuterią. Na początku było trudno, bo chociaż byłem Włochem, mówiłem po włosku, to nie potrafiłem do końca zrozumieć tutejszej kultury.
Wróćmy do procesu twórczego. Masz te wizje o poranku – i co dalej?
Dalej pojawia się kamień. Czy też właściwie, wszystko pojawia się wokół kamienia. Kolor i kształt kamienia są twoimi przewodnikami. Wokół tego konstruujemy biżuterię. Najpierw z wosku i jak już projekt nam odpowiada, to z metalu. Potem złocimy i tutaj nie bardzo mam wyjście, nie mogę poszaleć, bo ludzie nas kojarzą z Vintage Gold i jak kiedyś próbowałem użyć innego koloru złota albo srebra, to się nie podobało, nie wyglądało jak moje. Wykańczamy małymi kamieniami i kryształami. Ale w skrócie to jest tak, że przemawia do nas kamień i wokół niego narasta historia. Na przykład wokół korala nie możesz dać nic innego, niż opowieść o rafie koralowej i innych morskich klimatach. To dla nas łatwe.
Skąd bierzesz kamienie?
Kiedyś podróżowałem na targi do Indii, do Chin, Tajlandii. Też do stolic europejskich. Ale od czasu pandemii załatwiamy to przez internet, wybieramy po zdjęciach. Na szczęście ja uwielbiałem przywozić mnóstwo kamieni, łatwo mi było coś sprzedać, więc mieliśmy zapasy, dopiero niedawno nam się skończyły i musieliśmy zacząć kupować przez internet. Musimy się inaczej organizować.
Masz ulubione?
Nie, chyba nie. Akwamaryna jest fajna, ma pozytywne wibracje, a granat tworzy idealny kontrast z naszym odcieniem złota. Poza tym to nie.
Pozytywne wibracje? Nosisz przy sobie kryształy i tak dalej?
Ja mam zawsze w kieszeni lapis i ametyst, bo mi powiedzieli, że powinienem nosić przy sobie. Ale nie do końca w to wierzę, jestem zbyt pragmatyczny. Jakby kamienie faktycznie leczyły albo przynosiły pieniądze, to na świecie nie byłoby nędzy ani chorób. Fajnie by było, no ale nie jest tak. Ja noszę w kieszeni lapis, a nie jestem super bogaty. Ale dobrze w coś wierzyć. Są też ludzie, którzy wkładają kamienie do wody i potem ją wypijają po paru dniach. No i okej, czemu nie?
Masz jakieś wyobrażenie o osobie, która ma chodzić w twojej biżuterii?
Nie, mam z tym problem. Tamten mały człowiek z Kamerunu powiedział mi też, że będę miał szczęście, bo wszystko, co stworzę, ktoś będzie chciał kupić. I faktycznie, większość moich projektów się sprzedała. Mam w domu małą kolekcję biżuterii, której nikt nie chciał. Teraz bym jej nawet nie sprzedał, kocham ją najbardziej. Powstało z tego małe muzeum. Raz zrobiłem kolekcję z potworami, tam były elementy gumy, okropna kolekcja, ale kocham ją i mam w domu wystawkę. Ale w pewnym sensie też myślę o tej kobiecie, która ma nosić biżuterię, tylko że nie o jej guście – raczej o wygodzie, o tym, żeby nie było za ciężko i żeby nie dało się skaleczyć.
W nowej kolekcji pojawiają się elementy baśniowe – bambi, syreny, żabki w koronie...
Tak, cóż, mam 9-letnią córkę, więc bajki otaczają mnie z każdej strony.
Myślisz, że świat teraz potrzebuje odrobinę baśniowego klimatu?
Tak, myślę, że tak, że warto wprowadzać baśnie w rzeczywistość. Potrzebujemy w coś uwierzyć. Ostatnie lata to też kryzys zdrowia psychicznego, być może nawet poważniejszy niż kryzys zdrowia fizycznego czy kryzys ekonomiczny. W ludziach pojawiła się nieufność do drugiego człowieka i nienawiść. Ostatnio sobie rano biegałem w maseczce, było wcześnie i ulice były puste, oprócz jednej kobiety, która stała na drugim końcu mostu ode mnie. I jak tylko mnie zobaczyła, to założyła maseczkę i przeszła na drugą stronę ulicy, mimo że byłem kilometr od niej. Przesadzamy z podziałami. Oczywiście każdy potrzebuje w coś uwierzyć. Dla jednych to będą baśnie, dla innych kryształy, a dla innych bóg...
A ty w co wierzysz?
O kurczę, tego się nie spodziewałem... Ale mogę odpowiedzieć. Mam swoją własną wiarę w boga, swoje własne sposoby komunikowania się z nim i praktykowania. Nie chodzę co niedzielę do kościoła. Wolę kościoły, kiedy są puste. Ja raczej lubię być sam, spędzać czas sam. Mieszkam w tym samym budynku, w którym mam atelier, żeby za bardzo nie wychodzić. Praktykowanie religii w grupie nie jest dla mnie, dlatego poszukałem własnej drogi. Wczoraj na przykład rozmawiałem z Jezusem i trochę go opieprzyłem. Pytałem go: Czemu? Czemu ten świat tak wygląda? Nie odpowiedział mi. Trudno się tak rozmawia, ale w coś trzeba wierzyć.
Jesteś aż takim introwertykiem? Jak duża jest twoja firma?
Och, było nas więcej. Kiedyś każdy mógł przyjść i powiedzieć, że szuka pracy, a ja mu coś znajdowałem. Niestety, tym sposobem się nauczyłem, że nie należy mieszać pracy i przyjaźni. Było nas 36, a potem przed pandemią 26 osób. Musieliśmy jednak zamknąć dwie placówki i teraz zostało nas 12. Ale w zasadzie to wyszło na dobre. W małym zespole nie traci się czasu, jest wspólny cel, każdy zna dokładnie swoje zadania. Wszyscy są bardziej zadowoleni z pracy.
Ważna jest w twojej firmie ekologia?
Zawsze jesteśmy eco-friendly, bo we Włoszech są bardzo surowe prawa. Za wszelkie toksyczne odpady się płaci dużo pieniędzy, bo przecież trzeba się tego jakoś pozbyć ze środowiska. Staramy się korzystać jak najmniej z plastiku i tak dalej. Ale najważniejsze jest przecież, kto nami rządzi. To politycy powinni narzucać standardy. A oni dużo gadają, a mało robią.
Powstaje tylko kilka sztuk z każdego twojego projektu. Jest jakaś górna granica? Zrobiłeś 10 takich naszyjników i koniec?
Mamy dwie kolekcje. The Classic Collection – to są prototypy, które można zamawiać na sztuki. I robimy tych tyle, ile zamówiono. Oraz druga kolekcja z unikatami, które powstają np. wokół konkretnego kamienia. Jak nieregularny koral. Może powstać jedna, maksymalnie dwie sztuki. W tym przypadku daję mojemu zespołowi jakieś wskazówki, narzucam temat, mówię: dzisiaj użyjemy skamieniałego drewna, a oni sobie coś tworzą. Albo mówię: dobrze się sprzedają pierścionki, żeby zrobili więcej pierścionków. Ale poza tym – mają pełną wolność twórczą. Nikt z nas nie lubi reprodukować. Nudzi nas to. Dla mnie jest frustrujące. Wolimy nieustannie tworzyć coś nowego.
A więc udało ci się stworzyć zespół składający się z ludzi myślących podobnie do ciebie?
No pewnie! Ale to nie było trudne. Ja nie zatrudniałem profesjonalnych jubilerów. Wunajdowałem młode osoby, głównie dziewczyny – bo uważam, że kobiety generalnie lepiej pracują, niż mężczyźni – które miały talenty artystyczne i uczyłem je rzemiosła. Swoją drogą, mężczyźni tylko dlatego nie dopuszczają kobiet do pracy, bo się boją. A kobiety są lepsze, nie wiem czemu, ale tak jest. Więc pracuje u mnie tylko dwóch chłopaków, a reszta to kobiety. Także po prostu znalazłem ludzi, którzy już myśleli podobnie do mnie, a potem ich nauczyłem produkować biżuterię.
Brzmi jak pracownia renesansowego mistrza malarstwa...
Trochę tak. Przyjąłem ich pod swoje skrzydło i nauczyłem wszystkiego od zera. Część potem odeszła i otworzyła własne biznesy, ale ich projekty okazały się podobne do moich... Co jest okej, bo oryginalny ja jestem tylko jeden. Na szczęście kilkoro moich wychowanków ma swoje własne pomysły.
Chciałbyś, żeby twoją biżuterię kobiety nosiły codziennie, do biura?
Nie! To jest biżuteria na wyjątkowe okazje. Biżuterię do biura mogą sobie robić inni, dla mnie to w ogóle nie jest biżuteria. Mój naszyjnik ma sprawić, że się rozmarzysz, a nie pasować do koszuli. Jeśli nosisz coś codziennie, to staje się po prostu częścią ciebie i traci swoje magiczne moce. Staje się tylko akcesorium, a nie biżuterią.
Jak wygląda twoja codzienność? Zaczynasz od joggingu?
O nie, niestety jestem leniwy. Mam dobre intencje, ale nie podążają za nimi działania. Podobnie jest teraz z dietą, a niestety przytyłem w lockdownie... No, na co dzień wstaję rano, trochę się krzątam i rozmyślam, a potem idę do atelier. Zaczynam od pracy biurowej, księgowej, a po lunchu biorę się za pracę kreatywną. Nie mam konkretnych godzin, czasem pracuję do późna, a czasem wychodzę wcześnie. Zwłaszcza jak mam dzień z córką, a chcę być obecny w jej życiu, więc wtedy wcześnie kończę pracę. Zresztą uwielbiam spędzać z nią czas.
Jak to jest być na diecie we Włoszech? Nie jeść pizzy i makaronu?
Mi akurat łatwo, bo nie jestem jakimś wielkim łakomczuchem. Wiadomo, że tu na każdym kroku można napotkać coś pysznego, ale spokojnie jestem w stanie przeżyć dwa tygodnie bez pizzy.
Jakie masz cele na przyszłość?
Myślę, że jeszcze nie stworzyłem dzieła swojego życia. Bardzo dużo od siebie wymagam, jeśli o to chodzi.
Może nigdy nie stworzysz „dzieła swojego życia”, skoro tak wysokie masz wymagania...
Wręcz przeciwnie, dzieło mojego życia właśnie powstaje. Tylko muszę mieć na nie czas.
Z Giampiero Alcozerem rozmawiała Natalia Aleksandra Komarow. Pisarka, artystka i miłośniczka wszystkich rzeczy pięknych. Nosi biżuterię z mocnymi motywami – czaszki, gwoździe, krzyże. Największe marzenie? Żeby świat stał się lepszym miejscem.