Między modą a rzemiosłem: Paryż pełen inspiracji i biżuterii.
Paryż we wrześniu zaskakuje chłodem. Z jednej strony wiatr i zachmurzone niebo, z drugiej – przebłyski jasnego światła przedzierającego się przez ciemnoszare chmury. Za mną dwa dni prawdziwej uczty modowej. Projektanci z całego świata – niektórych znam, niektórych dopiero poznaję. Co ciekawe, to głównie kobiety. Małe warsztaty, rozmowy o kilku pokoleniach jubilerów-artystów, którzy z pasją przemierzają życie. To, co nas łączy, to podobny sposób pracy – pasja, która przekłada się na długie godziny w naszych niewielkich pracowniach.
Spotkanie po latach z rodzeństwem z Florencji. Ona wraz ojcem pod Neapolem maluje muszle i tworzy z nich imponujące kolczyki. Jej brat we Florencji ręcznie maluje pantery i jaguary, komponując zachwycające zestawy biżuterii. Moją uwagę przyciąga motyw konia połączony ze skórą z Toskanii.
Z kolei nieśmiała Francuzka urzeka nas delikatnymi kolczykami z motywem słonia, starannie wycinanymi ręcznie i malowanymi emalią. Inspirację czerpała z podróży do Delhi, a żywe kolory dodają im niezwykłej energii. Jednak to opowieść o jej małym warsztacie w Paryżu, pełnym historii i rzemieślniczego kunsztu, najbardziej mnie porusza.
Spotykam także żeglarkę z Monte Carlo, projektującą męską biżuterię, oraz Hiszpankę, która na miniaturowych krosnach ręcznie tka delikatne bransoletki .
Obowiązkowym punktem programu jest szampan podawany bez limitu od godziny 17:00. Francja zaprasza do zabawy – jest czas na pracę i czas na celebrację. I to właśnie lubię.
Po pokazach mody przesiaduję na skwerze, gdzie starsi Francuzi grają w bule. Nie do końca rozumiem zasady, ale po kilku lampkach wina nie ma to większego znaczenia. Sympatyczni panowie przekrzykują się w klasycznych francuskich beretach i granatowych kardiganach, ustawiając wino i sery na ławce. Wiatr porywa im bagietki, ale to również nie robi różnicy.Żałuję, że nie mam czasu, bo chętnie patrzyłabym na ich grę godzinami.
W jednej z uroczych restauracji sączę różowe wino i jem grubo siekanego tatara. To moje ulubione miejsce w Saint Germain. Paryż tętni energią miasta, które ma czas na przyjemności. Mała porcja crème brûlée w Cafe gourmand rozgrzewa mnie w obliczu zimna, na które nie byłam przygotowana. To połączenie mini kawałka tarty cytrynowej i espresso w klasycznej filiżance zamierzam przenieść do butiku.
Wokół mnie Francuzi, którzy tak jak ja, upodobali sobie skwer na tyłach Saint Chapelle.
Ciepła marynarka z rudego sztruksu idealnie wpisuje się w jesienną paletę, choć ja wciąż trwam w barwach lata. Ale biżuterię wybieram w odcieniu ciemnego złota. Promienie słońca coraz częściej wychylają się zza chmur, oświetlając nową bransoletę od Hectora Albertazziego.Spoglądam na nią z zachwytem – jest jedyna i niepowtarzalna. To właśnie najbardziej cenię w tych kolekcjach.
W Paryżu raz ciepło, raz zimno. Noszę więc kolorowe spodnie i łączę naszyjniki w zestawy.
Gdy przymierzam dwa pierścienie i nausznice, zakładam obie na jedno ucho. Wiem, że Ula, Pani Małgosia i wiele Przyjaciołek butiku - pokochają ten koncept – nausznice zamiast typowych klipsów.
Paryż chłodny, ale jak zawsze inspirujący. Wracam z nowymi pomysłami i zamówionymi kolekcjami z Florencji, Madrytu, Aix-de-Provence oraz Paryża. Jesień w Kate&Kate będzie inna – bardziej różnorodna, bardziej europejska. Nie mogę się już jej doczekać.
À bientôt, Kasia Kate
A jak łączyć i nosić tę biżuterię? Zobaczcie sami. Komplet z Zary i unosząca wręcz biżuteria od Hectora. Nic więcej nie potrzeba. Odważcie się!