Biżuteria jako fantazja. O poznawaniu samego siebie z Monicą di Creddo
Najnowsza kolekcja Moniki di Creddo – Goździk i róża – to ręcznie rzeźbione z czarnej, matowej żywicy kwiaty, ozdobione tajemniczymi onyksami oraz kryształkami Swarovskiego. Nazwa pochodzi od popularnej w Brazylii piosenki dla dzieci. Obecnie jest to również tytuł chętnie oglądanej przez Brazylijczyków telenoweli. Przy okazji premiery przypominamy rozmowę z Moniką, którą przeprowadziłam w czerwcu 2021.
Kolekcje Moniki opowiadają historie. Każdy egzemplarz jest robiony ręcznie przez rzemieślników, którzy pracują z projektantką od ponad 20 lat. Poczytajcie o jej motywacjach, lękach i o poszukiwaniu balansu, szczególnie w trudnych czasach.
Monica jest piękną kobietą o wielkiej duchowości. Potrafi w sztukę przekuć szczere emocje, wielkie zachwyty, wiarę, a także swoje hobby – kolekcjonowanie starych luster na targach staroci. Kiedy Kasia po raz pierwszy zobaczyła kolekcje Moniki, nie była przekonana. Europa chciała wtedy nowoczesności, a tu klasyka i vintage. Ale w końcu Monica zafascynowała Kasię nie tylko jako projektantka, ale też niezwykła dusza, zawsze poszukująca własnej drogi, choćby miało być po prąd. Połączyła je też miłość do podróży.
Kim jest kobieta, dla której projektujesz?
Nasza persona to kobieta koło czterdziestki, po czterdziestce. Bardzo podobna do wielu z nas – ma rodzinę, ma pracę, ma przyjaciół, wstaje wcześnie i musi od rana robić wiele rzeczy na raz. Tak jak ja, bo ja też każdego dnia mam w sobie mnóstwo różnych Monik. Czasami chce być minimalistyczna, ale wyobrażam sobie, że łatwo przychodzi jej przejście z minimalistki w wyrafinowaną damę. Wystarczy, że wieczorem założy te właśnie kolczyki. Biżuteria, i w ogóle akcesoria są nośnikami fantazji, bo fantazjujemy o kobietach, którymi się w nich stajemy.
Jak wyglądają twoje fantazje o biżuterii?
Różnie. I lubię to, że jest różnie. Czasami to wychodzi z emocji. Ale na przykład teraz przygotowuję kolekcję zainspirowaną Indyjskim artystą, Anishem Kapoor. To dużo miękkich, gładkich form, bardzo organicznych, zero kątów ostrych, zero symetrii. Kilka lat temu stworzyłam kolekcję na bazie biżuterii noszonej przez niewolników... Bo, niestety, mieliśmy w Brazylii niechlubny okres historii związany z niewolnictwem. Ich biżuteria była wyjątkowo bogata. Przepiękna to była kolekcja. Na pewno wszystkie fantazje są z serca.
Pięknie powiedziane. Jaki jest twój przepis na brak inspiracji?
Sądzę, że inspiracji należy aktywnie poszukiwać. Często robię research – co ludzie będą chcieli nosić, co się sprzedaje, jakie są prognozy? Trzymam rękę na pulsie.
Jak się w ogóle zaczęła twoja przygoda z biżuterią?
Nie zaczynałam od biżuterii, studiowałam biznes, a potem marketing. Ale w Brazylii był kryzys ekonomiczny 30 lat temu, podczas którego straciłam pracę. A byłam buyerką specjalizującą się w akcesoriach. Dlatego, jak już byłam bezrobotna, mój znajomy zaproponował, żebyśmy otworzyli markę biżuteryjną. Uwielbiałam dodatki i biżuterię, więc miałam mnóstwo pomysłów. To było tak dawno, w 1993 r. Dopiero zaczęłam studiować projektowanie biżuterii, mając już firmę.
Rozmawiamy przy okazji kolekcji Donna, w której dominują lilie i szkło weneckie. Skąd te motywy?
Kiedy świat się zatrzymał, potrzebowałam znaleźć sobie jakieś okno do marzeń. Zwróciłąm się do Włoch, do moich włoskich korzeni. Szkło produkowane na wyspie Murano było znane już w XIII czy XIV w.! Imponuje mi ten włoski savoir-faire. A lilie? Cóż, lilie to lekkość, kobiecość, zmysły. Pojawiają się też czterolistne koniczynki – symbol szczęścia, tak nam potrzebego w trudnych czasach.
A czego możemy się spodziewać w kolejnych kolekcjach?
Pracujemy teraz nad kolekcją z wykorzystaniem motywu lusterka. A ja od zawsze kolekcjonuję stare lustra. Kupuję je na targach staroci, gdziekolwiek pojadę. Chiny, Nowy Jork, Florencja.
To widać w twoich projektach, że lubisz vintage.
O, pokażę ci pierwszy naszyjnik, jaki w życiu kupiłam. Wisi u mnie na ścianie.
[Monica wstaje i podchodzi z telefonem, przez który ze mną rozmawia, do oprawionego na ścianie naszyjnika, o niesamowitym podobieństwie do naszyjników z koralami ze szkła Murano, które pojawiły się w ostatniej kolekcji.]
Kupiłam go na pierwszym targu staroci, który odwiedziłam. Wiele, wiele lat przedtem, zanim wiedziałam, że zacznę się zajmować biżuterią. Ale już wtedy te rzeczy mnie zachwycały.
Jest piękny!
I tak, gdziekolwiek byłam na świecie, to szłam na targ staroci i kupowałam lusterko. To też było coś, za czym tęskniłam, nie mogąc podróżować. Taka moja normalność. Zaczęłam się zastanawiać, co dla mnie symbolizują te lusterka. I myślę, że chodzi o akceptowanie siebie. Bo jak mam inspirować innych, jeżeli nie lubię własnego odbicia w lustrze? Żeby móc spokojnie patrzeć w lustro, trzeba pokochać siebie. Pomyślałam wreszcie, żeby tę część mojej osobowości, to kolekcjonowanie luster, przetworzyć w moją pracę.
Jakie jeszcze rejony twojej osobowości możemy zobaczyć w twoich projektach?
Kilka lat temu zrobiliśmy przepiękną kolekcję, Renesans. Powtarzał się w niej motyw Matki Boskiej. A ja jestem bardzo religijna. Myślę, że na tle innych projektantów z São Paulo się tym wyróżniam. W każdym razie ten motyw Matki Boskiej jest dla mnie bardzo ważny. Wiara to spora część mojego życia. Dlatego stworzyłam kolekcję inspirowaną różańcami i medalikami.
Mówisz, że wyróżniasz się wiarą pośród projektantów w São Paulo. A jak w ogóle wyglądają stosunki w brazylijskiej branży fashion?
Przede wszystkim to Brazylia jest multikulturowa i mamy silnie zróżnicowane grupy. W środku kraju jest region Minas Gerais, gdzie ludzie są wierzącymi katolikami i reprezentują raczej konserwatywne wartości. Mają niezwykle kreatywnych projektantów. Ostatnio duże nazwiska zaczęły napływać z północnego-wschodu, gdzie duże marki zatrudniają obiecujących, młodych artystów. Ale jako że w tym regionie mamy najpiękniejsze plaże Brazylii i zupełnie inny styl życia, niż w dużych miastach, to ich projekty są lekkie, kolorowe, plażowe. W okolicach Rio de Janeiro wręcz przeciwnie, tam panuje wyrafinowany minimalizm. Ludzie tam noszą mniej akcesoriów. Wszystkie te różnice wynikają z tego, że w różnych częściach kraju były inne strefy wpływów. Tutaj, w São Paulo, każdy jest skądś i dlatego tworzymy tak zróżnicowane rzeczy. A to drewno, a to vintage, a to bardzo kolorowo i trochę indiańsko, jak dziewczyny z Caleidoscopio. I jest między nami solidarność, pomagamy sobie nawzajem.
To ciekawe, że znane z szalonego karnawału Rio jest miastem minimalistów. Jeździsz na karnawał?
Tak, ale w São Paulo też jest super karnawał. Teraz trwa. Mniej tu samby niż w Rio, ale też ludzie tańczą na ulicach. Musisz koniecznie przyjechać, to jest wspaniałe doświadczenie. Czysta radość!
Moniko, jesteś aktywną kobietą, masz wiele na głowie. Jak dbasz o siebie?
Tak, mam firmę, dzieci, męża, przyjaciół i dwa psy! Całe szczęście, moja rodzina wie, że muszę znajdować też chwile dla siebie. Każdy dzień zaczynam samotnie, od aktywności fizycznej. Warto dbać o piękno, jasne, ale trzeba też pokochać siebie prawdziwego, spędzić czas z samym sobą. Trzeba zachowywać balans. Dobrze wiem, że każda z kilkunastu osób budujących markę Monica di Creddo polega na mnie, na moich pomysłach. I każda ma w domu kolejne. Dlatego zdaję sobie sprawę, jak ważne jest, żebym zachowała mentalny balans.
W pandemii codziennie przychodziłam pracować do biura – reszta pracowała w domu. Całe szczęście moja praca to moja pasja. Zakochałam się w projektowaniu, kiedy tylko zaczęłam się tym zajmować. Od razu wiedziałam, że to będzie biznes mojego życia.
Gdzie pojedziesz, jak już będzie można podróżować?
Na pewno do Włoch, bo chcę otrzymać włoskie obywatelstwo i muszę spędzić ileśtam dni rocznie we Włoszech. Planuję tam spędzić całe następne lato. Cała moja rodzina ma obywatelstwo włoskie, oprócz mnie. Z mężem chcemy poza tym wybrać się na urlop do Nepalu. Tęsknię też za wycieczkami na targi staroci, szczególnie z Jeanine [z Caleidoscopio]. Ona jest taka powolna, ja jestem narwana. Ona kocha rozpieszczać wszystkich prezentami, ja jej przypominam, że płaci w euro i to drogo. Jakoś się uzupełniamy. Tylko że zawsze kupujemy za dużo i potem nie mamy jak tego spakować do samolotu.
W jakim typie filmu wyobrażasz sobie swoją biżuterię?
Hm... Pewnie w jakimś starym filmie, może z lat 40-stych. Albo w „Seksie w wielkim mieście”! Był taki czas, że fascynował mnie ten typ maksymalizmu. Ale zawsze wracam do lat 40-stych, do tych czystych, gładkich, eleganckich linii.
Dobra książka, którą ostatnio czytałaś?
Ostatnio wróciłam do lektury sprzed lat, do „Stu lat samotności”. Poprzednio czytałam tę powieść, mając 20 lat, i byłam ciekawa, jak ją odczytam teraz, mając lat 50.
Co chciałabyś zobaczyć jako następny wielki trend w biżuterii?
Delikatne formy, miękkie kolory. Dużo, dużo kolorów. Potrzebujemy tego. Potrzebujemy, jak tylko świat się otworzy, iść na super radosną imprezę.
Ostatnie pytanie, ale dla mnie szczególnie ważne. Jak dbasz o kwestie związane z etyką biznesu?
Jak tylko mogę! Mamy sieć dostawców, którzy sprawdzili się przez lata i dostarczają nam półprodukty z certyfikowanych źródeł. Wyniosłam to z czasu spędzonego w Europie, szczególnie w Paryżu, bo w Brazylii jest niższa świadomość dbania o środowisko. W naszym przypadku istotne jest to, żeby producenci nie zanieczyszczali środowiska poprzez swoją działalność. Szczególnie dotyczy to metali, na których pracujemy. Liczy się dla mnie też to, żeby moi pracownicy byli ze mnie zadowoleni jako z pracodawcy. Nikt tutaj nie jest traktowany jak niewolnik. Niektórzy pracują ze mną już ponad 20 lat i jestem z tego dumna, że dalej chcą tu przychodzić. Za tą biżuterią stoją oni, to oni realizują te projekty z prawdziwą pasją. Dlatego biżuteria Moniki di Creddo ma duszę.
Z Moniką di Creddo rozmawiała Natalia Aleksandra Komarow. Pisarka, artystka i miłośniczka wszystkich rzeczy pięknych. Nosi biżuterię z mocnymi motywami – czaszki, gwoździe, krzyże. Największe marzenie? Żeby świat stał się lepszym miejscem.